No i w końcu doczekałam się końca! A raczej początku.
Mam na imię Amelia i jestem kochana.
Kochana przez mężczyznę o jakim śnią inne kobiety.
"Nauczymy się kochać, przestaniemy się bać"
Pomimo lęku, niepewność, a przede wszystkim nie akceptacji siebie, tak bardzo pragnę, żeby to trwało i trwało.
Jestem szczęśliwa, jestem spokojna i cokolwiek nie działoby się w moim życiu, wiem, że jest ktoś przy mnie.
Coś umiera i coś się rodzi.
Straciłam przyjaźń, o której nigdy w życiu nie zapomnę i, po której wspomnienia będą żyć w moim sercu zawsze.
Może warto walczyć o nią? Pytanie po co? Tak miało być. Stało się zbyt dużo, by chcieć przywrócić do życia tamte chwile i tamtą relację.
Zresztą nadal uważam, że więcej w niej było łez- czy wzruszenia czy smutku-bez różnicy. Łzy powinny być ostatecznością, a nie codziennością.
Czegoś mnie nauczyła tamta relacja, przygotowała do tego co dzieje się w moim życiu.
Czy M. powróci do mojego życia? Na to pytanie trudno mi odpowiedzieć. Czasami modlę się by tak się nie stało, innym razem już prawie dzwonię lub piszę sms'a. Jednak znajduję w sobie opanowanie, odkładam telefon i umieram z dumy, że znowu się powstrzymałam.
To się nazywa uzależnienie od drugiej osoby.
Inni nazywają to miłością.
Ale przecież miłość jest tylko jedna!
Pół roku trwało "przygotowywanie" na te słowa, na tą relację, bliskość.
Nie pamiętam czy pisałam, ale miałam cudowne urodziny w tym roku.
Co dziwne, były one cudowne pomimo, że spędziłam je tylko z jedną osobą- reszta ludzi była dla mnie obca.
Spędziłam w innym kraju, z dala od rodziny, przyjaciół znajomych.
Jeden mężczyzna, bukiet kwiatów i zaufanie.
Potem to już było z górki.
A wczoraj podczas świętowania urodzin (troszkę spóźnione świętowanie), odważyłam się powiedzieć o wszystkim moim przyjaciółkom.
Nie zawiodły, przyjęły tą szokującą dla nich wiadomość (z racji dobrej niegdyś znajomości z moim lubym) z radością i poczułam wsparcie z ich strony.
A teraz? Teraz rozpoczyna się cudowny czas.
Czas miłości!
No i na koniec, chociaż powinno się znaleźć na początku- pokonałam własny strach!
W tym tygodniu wzięłam udział w dwóch wokalnych konkursach (które zakończyłam z wyróżnieniem i trzecim miejscem) oraz zaśpiewałam na koncercie uczestników zajęć wokalnych w klubie.
Niesamowite ile przez ten tydzień zrealizowałam, a przede wszystkim ile odwagi w sobie znalazłam, aby wystąpić i zaprezentować się szerszej publiczności.
No i nie powiem, że efekt był powalający, ale to nie jest ważne- spełniłam się, pokonałam własny strach i teraz... wszystko w moich rękach (:
To tyle.
Powinnam się uczyć, ale tęsknię.
Chyba muszę się oswoić z tym uczuciem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz