sobota, 4 stycznia 2014

Czekać, po prostu czekać.

Każdego dnia gryzę się w język.
Tak dużo pytań uderza do głowy, niczym fale w falochron- by Noso. Zbyt dużo wątpliwości, a zarazem zbyt dużo nadziei. Tęsknie, codziennie tęsknie. Jaki jest największy ból serca zaraz po "bezsensie życia"? Tęsknota.
Tęsknota za domem, rodziną, ojczyzną, marzeniami, dzieciństwem, za kimś...
Tęsknota, która nie pozwala spać, nie pozwala jeść, pracować, modlić się. Przychodzi i tak po prostu rujnuje wszystkie myśli, plany. Jest obecna. JEST OBECNA. Jak rzepa, cicha, a zarazem tak głośna. Tak ogłuszająca, oślepiająca swoim istnieniem.
Przychodzi czas, kiedy człowiek klęcząc do modlitwy, nie potrafi rozmawiać z Bogiem o niczym innym, jak o pustce, którą ma w sercu, którą tak trudno jest unieść. A wystarczy tylko parę ruchów palcem na telefonie, parę kroków, parę zbiegów okoliczności. Ale to się nie dzieje, akcja jest martwa.
Cierpliwości. Poczekaj. Pół godziny, godzinę, dzień, dwa. Coś zadrży, coś zadzwoni, coś się zadzieje.
Nie mogę nic zrobić, bo wiem, że kiedy przerwę tą ciszę, być może nigdy nie nauczę tamtej osoby tęsknić za sobą. Warto też udowodnić sobie, że ta druga osoba czuje to samo. Im dłużej trwa ta cisza, tym gorsze obrazy przychodzą mi do głowy-znowu wpływ Noso.
Ból tęsknoty, to ból podniecający, to ból namiętny, ale przez to tak bardzo namacalny, tak bardzo agresywny. Wierzę, że za chwilę, ZA CHWILĘ minie.

I tu pojawia się w głowie coś niepokojącego. Jeśli JUŻ za kimś tęsknię, tak z dnia na dzień i tak bardzo emocjonalnie reaguję, to będzie coraz gorzej. Czy nie lepiej wycofać się? Uciec od wszelkich wspomnień? Tak po prostu nie wrócić nad rzekę?


Muszę to przespać, przeczekać, przeczekać trzeba mi...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz