czwartek, 17 października 2013

spokój i szczęście


Sama nie wiem jak mam to opisać. Bo czy da opisać się szczęście? To więcej niż spokój, choć rola spokoju jest tu niemal kluczowa. Teraz po raz pierwszy w życiu tak trudno mi się modlić. Nigdy nie miałam z tym większego problemu, ale teraz to nastąpiło. Dlaczego? Bo tak mocno, mocno, mocno chcę przytulić się do Boga i podziękować mu za to czym mnie obdarza, ale jest zbyt daleko. Nie wiem jakimi słowami mam dziękować, nie wiem jak się odwdzięczyć. Jak?

Chwytam dzień, żyję teraźniejszością, bo jest mi tak dobrze, że nie muszę marzyć, snuć wizji. Myślę, że mała jest granica między marzeniami i rzeczywistością teraz. Czuję jakby miało się spełnić wszystko co chodzi mi po głowie. Za parę dni zacznę latać! Niewykluczone.

Dzisiaj jestem po warsztatach. Będzie to wyzwanie. Od paru dni chodziło mi po głowie, że jest pewna dziedzina sztuki, która jest mi bardzo potrzebna, a której nie umiem i nie rozumiem. Improwizacja- kabaret. No i masz. Przekonałam się, że idę tą właściwą drogą. Właśnie tym będę zajmować się na tegorocznych warsztatach. Czegoś jeszcze chcę od życia? Tak. Tego, żeby ktoś mnie zauważył i powiedział "Masz coś w sobie. Znasz się na tym.". No i bum. Stało się. Kilka zdań, krótka rozmowa i znów zaczynam na nowo patrzeć w przyszłość. Coś jeszcze? Dobrze spędzone popołudnie z koleżanką przy kawce? Ludzie, Ludzie, CZŁOWIEK!

Jak to jest, kiedy staje się na głowie, żeby wyglądać wyjątkowo, choć przez jedną, wyjątkową godzinę? Jak to jest cieszyć się z tak krótkiego spotkania? Jak to jest śnić o bezpieczeństwie, czułości i radości? Niesamowicie
P I Ę K N I E 

Od jakiegoś czasu weekend nabiera nowego sensu. Nie wiedziałam, że tak się stanie. A już na pewno nie podejrzewałam, że tak szybko! Kompletnie nie wiem co z tego wyjdzie, nie wiem co to za cudowny koktajl, nie wiem nawet czy chcę ją pić, ale wiem jedno- jest tak dobrze i tak realnie!
Od jakiegoś czasu towarzyszy nam pewien rytuał. Na początku jest tylko miło, trudno spojrzeć sobie w oczy, bo pozostał w nas wstyd, taki najprostszy, wynikający z naszego niedowartościowania. Potem sytuacja się rozwija, zazwyczaj dobrze się bawimy, rozmawiamy, śmiejemy. Potem odprowadzam go/on mnie; żegnamy się długim uściskiem. Ściskamy się tak mocno jakbyśmy chcieli wycisnąć z siebie cały sok. Gdy orientujemy się, że żadnego efektu nam to nie daje- patrzymy sobie w oczy. Ten moment jest dla mnie najtrudniejszy, zwykle to ja go przerywam. Potem padają magiczne niczym zaklęcie słowa "do zobaczenia za tydzień". Tylko tyle pozostaje po spotkaniu, taka mała nadzieja. Ale czyż to nie jest piękne? Czyż to nie są cudowne słowa? Lepszych sobie nie wyobrażałam, o niczym innym nie marzyłam jak o tej obietnicy spotkania za tydzień, w następny weekend. I oby to trwało i oby tych weekendów było jak najwięcej i nie tylko. I oby to zdanie kiedyś straciło sens, oby przemieniło się w zwykłe "do zobaczenia"...

Niesamowicie pięknie mi w tej nowej rzeczywistości.
Chwilo trwaj!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz