Po pierwsze primo- miała miejsce impreza roku, czyli kozacka posiadówa.
Po drugie primo- zaczęło się studiowanie.
Po trzecie primo- ruszyły kolacje w beczce.
I co? I był to przede wszystkim czas na przemyślenia i... spotkania z drugim człowiekiem. Powiem wprost- mam już dość wszelkiej integracji. Integruję się po raz wtóry już w tym miesiącu, kolejną sześćdziesiątkę ludzi poznaję i znowu jestem tym miło zaskoczona. Ale powtórzę- mam już dość! Naprawdę jest to męczące, z całym szacunkiem. Ale wracając na stary tor- przeżywam ostatnio czas spotkań i rozmów z drugim człowiekiem. Poznaję coraz lepiej ludzi, których albo wcześniej nie znałam albo, których poznać do końca nie chciałam. Co stało się ze starymi? Są i mają się dobrze. Ale. Chyba w moim otoczeniu czuć świeżą krew i nie mam już motywacji, by wkręcać w ten obecny świat (który ma niecały tydzień życia) tych, których obecnie przy mnie nie ma, bo są z kimś innym lub gdzie indziej.
Kolejną, najważniejszą dla tego postu informacją, związaną z "nową kartą", zrodzoną w refleksji nad tym na czym obecnie stoję jest
J A S N A P R Z Y S Z Ł O Ś Ć
Sama nie wiem kiedy to nastąpiło, ale całkiem niedawno, nagle, niespodziewanie.
Gdzieś tam w środku, we mnie zniknął lęk przyszłości. Może to tymczasowe? Wierzę jednak, że pomału wszystko w moim życiu zaczyna się układać i to pięknie układać. Zdrowie, rodzina, relacje, plany, przyszłość, studia, realizacja. AŻ SAMA W TO NIE WIERZĘ!
"Coś mówi mi, że jeszcze wszystko będzie możliwe..."
I jest!
A oto przykład jak na co dzień doświadczam tego "wyprostowania dróg" i najzwyczajniejszego w świecie optymizmu.
Wstaję wcześnie rano- mam wolny piątek i podobnie zapowiadają się kolejne piątki. Wstaję koło 8, jem, budzę się do życia jak co dzień, zmierzam tramwajem z książką w ręku na spotkanie z dobrą duszyczką. Nagle okazuje się, że istota ta dopiero co wstała, więc muszę dać jej więcej czasu. Idę więc do kościoła, w którym spędzam ostatnio 2,5 dziennie i w którym mam zamiar spędzić jeszcze wiele dobrych i świętych godzin. O dziwo wiadomość o spóźnieniu koleżanki wcale mnie nie zezłościła- opanowana i spokojna zaczęłam swój poranny spacer po krakowskim rynku. Czy jest coś równie piękniejszego, niż widok budzącego się Krakowa, budzących Krakowian. Czy jest coś równie milszego od zapachu świeżo parzonej kawy w pobliskich kawiarniach i knajpach. W jednej z nich zobaczyłam nawet ekipę filmową. Budził się piękny, jesienny dzień. Słońce rozświetlało gabloty sklepów, muskało skórę, ogrzewało ręce, delikatny mrozik przegrywał z nim walkę. A czas? Czas płynął powoli, dopiero zaczynał rozpędzać swoje ogromne koło. A ja? Ja po prostu nasycałam się pięknem czasu, pięknem chwili, pogody, a przede wszystkim w towarzystwie pokoju w sercu, jaki zamieszkał od ostatnich kilku dni. Jestem szczęśliwa. Po prostu szczęśliwa!
A jutro? Jutro planuję moje wolne wieczory, tak by po uczelni cieszyć się muzyką, spotkaniami, ludźmi, odkrywaniem, doskonaleniem. Kalendarze w dłoń!
Prosta rzecz, śnić ten sen, tak niewinnie jak marzyciel
Życie jak mecz, jeden mecz, który ważniejszy jest niż życie
Spójrz na niebo, poczuj siebie zanim złapiesz oddech
Daj się ponieść tym marzeniom które żyją w tobie
Nie zastanawiaj się więc, czasu mamy coraz mniej, czasu mamy coraz mniej.
Hej, hej, hej. Prosta rzecz x2
Chcieć to móc, przecież wiesz, nie ma lekko musisz biec
Chwytaj w lot, każdą z szans, tu i teraz właśnie trwa
Stawiam marzeń zieleń ponad nieba błękit ten sen, się chyba dzieje teraz, bo mam u stóp cały świat. Wygrywam jeden do zera, jeden do zera, jeden do zera!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz