wtorek, 27 sierpnia 2013

new life?

Wczorajszy spacer, oprócz bólów brzucha spowodowanych napadami śmiechu, oprócz radości spowodowanej rozmową, euforią spotkania i zdumienia jak podobne do siebie doświadczenia zdobywamy, zmobilizował mnie do działania.

To my- wiecznie zakompleksione, te które nie wierzą w siebie, te które potrzebują tak wiele chwil wzruszeń, a w końcu te niepoprawne romantyczki, które póki co nadal tkwią w kolejce po miłość. Jednak chyba coś zmierza ku końcowi, coś we mnie umarło- jakaś cząstka niepewności, niedowartościowania. Znów narodziła się we mnie myśl:
"To jak postrzegają cię inni, zależy od ciebie"

czyżby...





Eureka! W moim życiu pojawiła się osoba, którą obecnie jestem zainteresowana, choć to za duże słowo. Dobrze, a więc go zmniejszę- czuję się dobrze w jego towarzystwie, a nasza relacja zmierza ku przyjaźni (co również jest za dużym słowem). Nie, nie, nie! Nigdy, przenigdy nic z tego nie wyjdzie, bo m y tego  n i e  c h c e m y ! Za dobrze się znamy, by wierzyć w to, że nasze charaktery wytrzymałyby ze sobą dłużej niż dwa dni. Ale jest jedna rzecz, jaką zauważyłam, jedna wredna rzecz, która zmobilizowała mnie do skończenia z kompleksami. Mianowicie, ilekroć wspomnę o nim, ludzie (rzecz jasna nie wszyscy) bardzo lekceważą tą relację. Wszystko byłoby normalne, gdyby nie fakt, że ludzie zazwyczaj zachowują się wprost przeciwnie - mają tendencje do nakręcania znajomości, swatania, dogadywania i wyciągania z drugiej osoby jak najwięcej informacji o uczuciu jakim darzy tego niczego winnego mężczyznę. Tyyyyle podobnych sytuacji miałam i zaczynało się plotkowanie, uśmieszki, podnoszenie brwi do góry, maślane oczka-a teraz nie zawsze. Co jest tego przyczyną? A raczej kto? Otóż on. Jest (można by rzec, choć ja tak nie uważam) idealny. Przystojny, mądry, z wartościami, z pasjami itd. I tu czuję ukłucie. Że niby co?! Że jestem za brzydka?! Że za mało o siebie dbam?! Że za mało atrakcyjna?! Oczywiście w przeszłości sama wydałabym o sobie taki sąd. Ale nie teraz, nie dziś! Nie wiem co się ze mną dzieje... Może właśnie dlatego pojawił się w moim życiu, żebym się bardziej postarała? Nie wiem. Wiem tyle, że od dziś się zmieniam! Chcę zacząć wierzyć w piękno, które do jasnej anieli, musi gdzieś, we mnie być! I odkryję to, uwidocznię, a potem sama w nie uwierzę. I jeśli jeszcze raz, ktoś tak mnie zbagatelizuje to pierwszy raz w życiu dam temu komuś "z liścia"!
Oczywiście do takiego przebiegu spraw przyczynił się wczorajszy spacer ( nie wiedzieć czemu), rozmowa z siostrą Brown (może to przez tą dużą dawkę pozytywnej energii?) i moja przyjaciółka, która nie wiedzieć czemu uważa mnie za atrakcyjną (jejciu... te słowa ledwo mi przez gardło przeszły...).
A więc chwała jej za to! I chwała Brown!
I na koniec podpis.
Od dziś pięknieje
Amelia

A teraz czas na nasze piękne mordki, a co!





cholercia! Brown! Jesteś prześliczna! I koniecznie do WA (*wielkich atutów) dodaj piękne, długie włosy. I pamiętaj, o WA trzeba dbać :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz