środa, 26 czerwca 2013

Gdzie jest nasza dusza?

"Dlaczego zmieniłam wiarę katolicką na judaizm? Gdy myślałam o Holokauście i o tym ile osób podczas niego zginęło, a przede wszystkim o tym, ile dzieci nie mogło się narodzić to zdałam sobie sprawę z tego, że jedna z takich dusz spadła na mnie i odtąd to ja zastąpiłam jej miejsce".

"I wtedy nadszedł dzień wesela... Byłam bardzo podekscytowana ceremonią, wiedziałam, że to czas zmian, ale gdzieś głęboko w sercu czułam rozpacz. Wiedziałam, że robię coś wbrew sobie, że nie będę szczęśliwa. Gdy tańczyłam z nią popłakałam się. Odkryłam, że od dziś straciłam największą miłość, straciłam kochankę".

Czasami w życiu pojawia się moment kiedy padają słowa, które zaczynają pęcznieć w głowie i nie dają spokoju. Gdzie jest nasza dusza? Jaki ma stan? Gdzie wędruje? Co kocham? Czego nienawidzę? Co daje mi szczęście? Co sprawia, że szaleję? Czy byłabym w stanie popełnić ...? Czy przekraczanie granic daje ukojenie?
I sama nie wiem, czy od takich tematów uciekać, czy pozwolić sobie na takie niepewności? Widziałam dużo filmów, ale niewątpliwie te dotknęły mnie bardzo. Są sprawy, które wszystkim wydają się oczywiste "jeśli ktoś urodził się w danej kulturze powinien w niej pozostać", "każdy powinien być wierny religii, w której został wychowany", "są granice, których się nie przekracza", itp... Ale czasami człowiek uświadamia sobie, że sam tego wszystkiego nie jest w stanie zrozumieć. Że powtarza jak mantrę słowa, których znaczeń nie rozumie. I wtedy pojawiają się pytania "dlaczego?". Bo właściwie dlaczego? Jeśli zamykamy w psychiatrykach "chorych psychicznie" to jaką mamy pewność, że to właściwie my jesteśmy normalni? Może to my się oszukujemy? Może to my wypiliśmy zatrutą wodę? A może właśnie pomimo tego, że jesteśmy na wolności też jesteśmy "świrami", tylko, że nie pozwalamy na odkrycie naszej prawdy? Wobec tego kim jesteś? Co daje Ci szczęście? Czy przypadkiem związek, w którym jesteś nie daje Ci szczęścia? Może sama siebie oszukujesz? Może pragniesz kogoś innego? Kogoś dla Ciebie ważnego? Kogoś kogo kochasz od zawsze, ale nigdy nie umiałaś się do tego przyznać nawet przed samą sobą? Może wcale nie kochasz swojej rodziny? Może ją nienawidzisz i chcesz od niej uciec bardzo daleko i machać do nich z jakiejś lodowej kry? Może naprawdę nienawidzisz swoich studiów i jesteś tam tylko, żeby mieć pewną przyszłość, bo przecież po medycynie na pewno coś znajdziesz i Twoi rodzice będą z Ciebie dumni? A może masz pragnienie zrobienia sobie wielkiego tatuażu na plecach? Napisałabyś na nich swoje życiowe motto w hebrajskim? A może masz silną potrzebę zamknięcia się w swoim pokoju i nie wychodzenia nigdy, ale to nigdy na zewnątrz? Bo właściwie gdzie jest nasza dusza? I kiedy jesteśmy szczęśliwi, a kiedy sami siebie oszukujemy podróbką szczęścia "z fabryki na Tajwanie"?


Mieszanka wybuchowa- człowiek, myśli.
Może jednak lepiej nie myśleć? I nadal powtarzać mantrę?

Udawaj, że mnie kochasz
nie rozczarowujmy świata
a gdy przyjdzie jego koniec
niech się kończy nieświadomy
udawaj, że mnie kochasz
bym mogła spojrzeć w oczy
tym którym przyrzekłam
że nic nas nie rozłączy

na nasz temat cicho sza
na nasz temat ani mru mru
na nasz temat cicho sza
na nasz temat ani mru mru

Udawaj, że mnie kochasz
choćby przez zaciśnięte zęby
hojnie obsypuj mnie kłamstwami
i broń Boże nie mów mi prawdy
udawaj, że mnie kochasz
okłamuj z całej siły
bym się nie domyśliła
że nas już nie ma miły

na nasz temat cicho sza
na nasz temat ani mru mru
na nasz temat cicho sza
na nasz temat ani mru mru





Zauważyłam, że czasami robię w życiu kroki, które teoretycznie są krokami dobrymi, pozytywnie wpływającymi na opinie na mój temat, jednak ja czuję się bardzo nieszczęśliwa. To jest tak, jakbym kupiła cudownie piękną, seksowną sukienkę i schodziła po schodach w dół . Ludzie byliby zachwyceni, szeptali o mnie piękne komplementy, a ja z każdym krokiem w dół czułabym się coraz bardziej nieszczęśliwa, coraz bardziej wykorzystana przez świat, któremu muszę się podporządkować. I chyba to jest głos duszy. Kiedy dostajesz wyraźne znaki, czasami sprzeczne z otoczeniem, znaki od których uciec się nie da. Pytanie: co wtedy zrobić?





Często zastanawiam się kim jestem, co robię i dokąd zmierzam, a przede wszystkim "czy jestem szczęśliwa". Może na mnie też spadła jakaś dusza? Może to co robię, jest dyktowane moim otoczeniem? Może moja dusza ma kolor pomarańczy i nie ma zamiaru być taką, za jaką uważają ją inni? Może ona nie wierzy, nie kocha, nie szanuje? Może ona jest słaba, płochliwa, nieszczęśliwa? Może ona najchętniej zamknęłaby się w pokoju i przespała siedem lat?


"Przyjechałam do Izraela, rodzina pozostała w Polsce. Czy tęsknie za swoim krajem? Hmm... myślę, że moje ciało jest przyzwyczajone do wysokich temperatur. Kocham to państwo, czuję, że tu jest moje miejsce na ziemi. A Polska...? W Polsce mieszka moja babcia ... dziadek, tam się wychowałam... Nie żałuję."

"Ktoś zapytał mnie czy naprawdę wierzę, czy jestem autentyczną żydówką? Odpowiedziałam, że tak. A co by się stało-kontynuowała- gdyby historia się powtórzyła? Gdyby znowu przyszedł Holocaust? Nadal trwałabyś w swojej wierze?"

"Moja córka naprawdę jest tam szczęśliwa. Na początku byłam zła, inna kultura, obyczaje, religia... Teraz ją wspieram, pomagam w przestrzeganiu jej reguł. Rozmawiamy przez internet, czasami telefonicznie. Jak długo to potrwa? Myślę, że będzie chciała tam zostać... A wtedy ja spakuję się i wyjadę. Do niej."


To gdzie właściwie błąka się nasza dusza? Może kocha ciepłe klimaty, lecz jeszcze tego nie odkryliśmy?

1 komentarz:

  1. O łaa, dotknęłaś takiego tematu, że sama nie wiem, co powiedzieć. Mi się wydaje, że wszystko się zaczyna na pewnym utartym od pokoleń schemacie ,,tak ma być" - a potem rutyna nam dogryza, jesteśmy w strefie komfortu - nie bacząc na to, że szczęście, jakiego doznajemy jest podróbką z tajskiej fabryki. A jak zaczniemy o coś walczyć, mocno - opuścimy strefę komfortu - dotkniemy PRAWDZIWEGO szczęścia, wtedy dopiero czujemy życie, świat, miłość. I wiemy, że to Bóg dał!

    OdpowiedzUsuń