Spokój, nareszcie spokój.
Człowiek niewątpliwie potrzebuje spokoju, harmonii, wewnętrznego ładu. Przez ostatni czas balansowałam nad przepaścią, której tak ogromnie się bałam! Bałam się o siebie, bałam się o bliskich, bałam się o zdrowie i całe życie. Niepokój, wszędzie niepokój! Ta niestabilność zdała się być prawie permanentną, gdyby nie KTOŚ. Nie chcę pisać o tym co działo się we mnie w ostatnim czasie, w końcu teraz już doczekałam się stabilizacji, niestety tylko tej wewnętrznej. Nie chcę wywoływać tamtych obrazów, ale jedno mogę powiedzieć- nie wyobrażałam sobie przyszłości, czarna dziura. Tak jakbym miała umrzeć lada moment. Albo żyć nadal w tej niepewności, co byłoby pewnego rodzaju wewnętrzną agonią. Jednak w trakcie procesu rozkładu "tkanek" mojej duszy stał się cud. CUD. (Czy pisałam już, że wierzę w cuda? Takie najbardziej spektakularne również?) I chyba ta wiara czyni cuda... UWIELBIENIE. Usiadłam w ławce i zaczęłam dziękować, uwielbiać, wychwalać. Prosta sprawa-uwierz. W ruch poszły nie tylko jakieś tam banalne przymiotniki , ale konkrety! Wbrew pozorom myśli nie chciały się zatrzymać. Wręcz przeciwnie, niczym sztuczne ognie w mgnieniu oka wybuchały w mojej głowie i nie pozwalały na żadne oderwanie się od rytmu. I tak oto byłam świadkiem spektakularnego pokazu w moim umyśle, czasami nawet zdawało mi się, że byłam jego tylko biernym widzem. Może to wszystko było dziełem Ducha Świętego? Ale cieszę się, że miał z czego czerpać te inspiracje. Potem wyszłam, nawet złożyłam jałmużnę w postaci oleju słonecznikowego! (tak, w tym momencie pozwalam na śmiech, który reżyser-czyli skromnie mówiąc ja- zapisał w scenariuszu). Potem nadszedł moment przełomowy. Tamtaramtamtam. Lednica- spotkanie młodych, którzy modlą się za kraj, za bliskich, za siebie, za przyjaciół, proszą o rozwiązanie problemów, o uzdrowienie ... Przepraszam, że tak dziś "Bosko", ale proszę to uszanować, bo to mój pierwszy i ważny post. A więc miałam tam jechać, ale moja kondycja po 2 dniach niejedzenia , po wieczorze przy winku i potrawie z octem balsamicznym i po 4h snu była co najmniej nieciekawa, na tyle, żeby podać w wątpliwość mój wyjazd na lednickie spotkanie młodzieży. Jednak pomimo tego wszystkiego zaufałam! Wierz mi, nic mnie tam nie ciągnęło, żadne towarzystwo ani chęć uwielbienia tańcem i śpiewem- co jest charakterystyczne dla tegoż spotkania- jednak coś mi mówiło, że sama obecność jest ważna. Sprawdzenie siebie w sytuacji ekstremalnej, kiedy to nie mam ochoty na nic, ale czuję, że muszę uklęknąć i pomodlić się, bo mam o co. Ja-panikara na sto dwa- pojechałam. I udało się. Stał się cud! Choć trudno jeszcze ocenić tą sytuację, jednak zostałam UZDROWIONA, tak wewnętrznie, dogłębnie. A potem? Potem to już tylko niespodzianki, niesamowite zwroty akcji i seria różnych, przyjemnych zdarzeń, jak na przykład spotkanie z dawno nie widzianym kolegą, życiowym ideałem, tylko po to, by ten ideał obalić. Tak, można powiedzieć, że zostałam uzdrowiona z... głębokiego, wysoko wyidealizowanego zauroczenia. Tamtararam. W zasadzie, czy Ciebie to interesuje? Powinno. Wierz w cuda, bo one naprawdę się zdarzają. Polecam! Amelie.
Zamieszkał we mnie taki spokój, że uwagauwaga nie uwierzysz! ŻYJĘ TERAŹNIEJSZOŚCIĄ!
Nareszcie nie myślę o tym co za mną, tym bardziej o tym co przede mną. Sama w to nie mogę uwierzyć, ale wczoraj nareszcie mogłam usiąść w fotelu/ krześle i nakarmić wszystkie moje zmysły najsmaczniejszymi teatralno-kabaretowymi potrawami. Coś dla wzroku, słuchu, a nawet serca! Czas się zatrzymał, ruszył recital a wraz z nimi stróżki łez, ciarki na ciele, motyle w brzuchu, uśmiech na twarzy. Naładowałam się cudownym występem krakowskich aktorów i znów zaczęłam wierzyć w to, że świat jest taki piękny, że wart jest wychwalania, poświecenia i oddania. Czas się zatrzymał, myśli zatonęły w dźwiękach i tylko komórka zdawała się być za bardzo obojętna na ten wybuch radości. Gdyby endorfiny miały skrzydła, to myślę, że wyleciałyby przez moje uszy, nos i usta. A gdybym była wariatką wykrzyknęłabym "JEST CUDNIE"! Bo jest. Pomimo tej niepewności jutra...
Jednak!
Cuda się zdarzają ;)
Jeszcze coś dla oka, czyli fotorelacja z krótkiego wypadu do zaczarowanego Wolbromia. Piszę "zaczarowanego" bo widoki jakie miałam szansę oglądać z okien busika były nie do opisania. "Polska sielanka"! Zapraszam wszystkich studentów ASP na taką przejażdżkę, myślę, że uzbieraliby garść malarskich inspiracji.
Z pozdrowieniami dla mojej licealnej miłości (obecnej na zdjęciach).
dobranoc. A.
Jak mi brakowało Twojego pisania! Właśnie teraz sobie to uświadomiłam! Cuda? Cuda są obecne, są obok nas i się śmieją z nas - głuptasów, którzy nie potrafią ich dostrzec. Cuda, cudeńka... Jej! Kochana, cieszę się, że dokonało się katharsis. I że wypracowałaś to, co obie tak chciałyśmy wypracować - TERAŹNIEJSZOŚĆ. Teraz jest piękne, żyjmy teraz! <3
OdpowiedzUsuń